
W styczniu 53 roku p.n.e rozpoczął się drugi rok namiestnictwa M. Licyniusza Krassusa w Syrii. Zanim jeszcze Krassus wyruszył przeciw królestwu Arsacydów, przybyli do niego posłowie króla partyjskiego Orodesa II z żądaniem podania powodu jego agresji: Jeżeli armia została przysłana przez Rzymian, to będą mieli wojnę bez pokoju i nieprzejednaną. Jeśli zaś – jak się dowiadują – wbrew woli ojczyzny Krassus sam, dla własnych korzyści wydał wojnę Partom i napadł na ich kraj, to Arsakes postąpi oględniej i litując się nad jego wiekiem odsyła Rzymianom ich ludzi, których ma raczej pod strażą niż na straży (tłum. M. Brożek), Krassus powiedział, że udzieli odpowiedzi w Seleucji. Na co przewodniczący poselstwa partyjskiego – Wagizes prowokacyjnie odpowiedział, pokazując spód dłoni: Pierwej tu włosy urosną niż ty, Krassusie zobaczysz Seleucję(Plut. Crass. 18, tłum. M. Brożek). Wydźwięk misji wydaje się być bardzo mocno prowokacyjny i lekceważący. Świadczy również o tym, że król partyjski – Orodes II świetnie orientował się w sytuacji wewnętrznej Republiki i wiedział o opozycji wobec wyprawy Krassusa w Rzymie.
Wiosną 53 r. p.n.e namiestnik Syrii rozpoczął wyprawę przeciwko Partii. Przeprawił się wraz wojskiem przez wzburzony Eufrat, być może, w pobliżu miasta Zeugma. W miejscu gdzie prawie trzysta lat wcześniej przeprawiał się Aleksander Wielki, podczas swojej wyprawy przeciwko achemenidzkiej Persji. Z powodu wczesnej pory roku Rzymianie musieli zmagać się z gwałtowną burzą i wiatrem, który omal nie zerwał mostu, a po drugiej stronie rzeki z gęstą mgłą, w której żołnierze zaczęli tracić orientację. Również ziemia była zmarznięta. Krassus miał zamiar pomaszerować wraz ze swoją armią wzdłuż Eufratu i dotrzeć do Seleucji, gdzie spodziewał się, że grecka ludność tego miasta opowie się po stronie Rzymian i pomoże mu zdobyć partyjską stolicę Ktezyfont. Planował również, że powróci przez Armenię (Cass. Dion XL 19).
Jednak dowództwo partyjskie świetnie rozegrało czas przerwy w działaniach wojennych z Rzymianami. Najazd Orodesa II na Armenię doprowadził do opuszczenia obozu rzymskiego przez króla Artawazdesa wraz z ważną grupą wojsk – oddziałami jazdy (obiecywał dalsze dziesięć tysięcy jazdy i trzydzieści tysięcy piechoty), która w przyszłej rozgrywce mogła zadecydować o zwycięstwie. Królowi Armenii nie udało się przekonać Krassusa do marszu wraz z nim. Zanim król armeński opuścił obóz rzymski doradzał Rzymianom trzymać się terenów pagórkowatych, które utrudniają wykorzystanie niebezpiecznej jazdy partyjskiej. Triumwir postanowił kontynuować swój plan marszu wzdłuż Eufratu do Seleucji. Podczas gdy Krassus zastanawiał się nad marszem do Seleucji, do obozu rzymskiego przybył kolejny sprzymierzeniec rzymski Abgar II Ariamnes – władca Edessy w Osroene. Wszedł on w łaski triumwira i przekonywał go, aby ten pomaszerował w głąb Mezopotamii, donosząc przy tym, że znajdują się tam tylko niewielkie siły partyjskie pod wodzą Sureny i Sillakesa. Doradzał by jak najszybciej zaatakował je zanim połączą się one z Orodesem II. Oczywiście nie była to prawda, jak już wcześniej wspomniano, król partyjski przebywał w Armenii, gdzie przywoływał do porządku króla Artawazdesa. Najprawdopodobniej władca Osroene był na usługach partyjskich i miał za zadanie odciągnąć Rzymian od rzeki i marszu do Seleucji. Miał ich wciągnąć w głąb Mezopotamii, gdzie już czekała na nich znakomita jazda partyjska (Plut. Crass. 21; Cass. Dion XL 20 – 21) .
Niestety Krassus, wbrew opinii swojego sztabu, posłuchał Abgara oderwał się od rzeki i skierował swoich legionistów w głąb Mezopotamii. Abgar pod pozorem przeprowadzenia zwiadów najprawdopodobniej kontaktował się z dowódcami partyjskimi, donosząc im o ruchach wojsk Krassusa. Można wszakże spróbować wytłumaczyć decyzję wodza o zmianie trasy marszu. Być może była to obawa o pozostawionych w płn. Mezopotamii żołnierzy rzymskich. Kraina ta mogła być przecież dogodnym miejscem dla dalszych akcji wojennych. Stąd można było zaatakować Babilonię, ale także prowadzić wyprawy do Armenii (Plut.Crass. 19).
Tymczasem król Armenii przysłał gońców, przez których informował, że z powodu najazdu Partów na Armenię nie może przysłać triumwirowi posiłków, ponownie jednak proponował triumwirowi marsz przez swój kraj i przyłączenie się do wojny z Orodesem II właśnie na terenie Armenii. Raz jeszcze powtórzył swoje ostrzeżenia przed jazdą partyjską i doradzał unikanie terenów dogodnych dla konnicy. Krassus uznał jednak, że postawa króla armeńskiego świadczy o zdradzie i zapowiedział, że władca odpowie za to, gdy triumwir uda się do Armenii (Plut.Crass. 22).
Na terenie płn. Mezopotamii, jak już wspomniano, operowała armia partyjska pod wodzą Sureny. Mimo młodego wieku, nie miał on jeszcze trzydziestu lat, był już bardzo ważną osobą na dworze króla Orodesa oraz posiadał znaczne doświadczenie wojenne. Wódz partyjski przyprowadził ze sobą około dziesięciu tysięcy konnych żołnierzy w tym tysiąc ciężkozbrojnych jeźdźców, zwanych catafractarii oraz około dziewięciu tysięcy lekkozbrojnych konnych łuczników. Była więc to armia znacznie mniejsza od rzymskiej. Prowadził także tysiąc wielbłądów z kołczanami pełnymi strzał, które miały zaopatrywać jego łuczników oraz dwieście wozów z nałożnicami (Plut.Crass. 21). Struktura armii partyjskiej i jej mobilność pozwalała Surenie na wykonywanie szybkich uderzeń oraz natychmiastowy odwrót, który chronił jazdę partyjską przed niebezpiecznymi kontruderzeniami przeciwnika. Mógł on również prowadzić z powodzeniem wojnę podjazdową i odcinać przeciwnika od jego zaplecza. Jedynym poważnym mankamentem w stosowaniu tej taktyki było to, że konnica partyjska potrzebowała do przeprowadzenia tego typu ataku terenów równinnych1. Stąd, być może, ważna rola jaką odgrywał w planach partyjskich Abgar, który miał przyprowadzić Rzymian na dogodną dla Sureny pozycję.
M. Licyniusz Krassus dotarł pod przewodnictwem Abgara nad rzekę Balissos w pobliże miasta Carrhae. Tu zastała go wiadomość o nadciągającej armii partyjskiej. Informacja ta zaskoczyła Rzymian, gdyż nie spodziewali się zastać wojsk partyjskich na terenach zajętych wcześniej przez nich. Początkowo (za radą Kasjusza) Krassus ustawił swoją armię w długi i płytki szyk, na bokach umieszczając jazdę (Plut. Crass. 23). Ustawienie w ten sposób około czterdziestu tysięcy ludzi tworzyło długi front i uniemożliwiało mniej licznemu przeciwnikowi okrążenie. Jednak ten sposób ustawienia legionów rzymskich mógł spowodować jego rozerwanie przez atakującą go ciężką jazdę przeciwnika. To najprawdopodobniej, obok nieznajomości taktyki, jaką zastosuje Surena, skłoniło wodza rzymskiego do zmiany ustawienia swych wojsk. Krassus ustawił swe siły bardziej defensywnie – w czworobok (orbis lub raczej agmenquadratum), którego boki tworzyło dwanaście kohort z każdej strony. Przy każdej kohorcie został ustawiony szwadron jazdy. Jedno skrzydło powierzył swojemu kwestorowi G. Kassjuszowi Longinusowi, drugie synowi P. Licyniuszowi Krassusowi. Natomiast środkiem miał dowodzić sam triumwir (Plut. Crass. 23). Okazało się jednak, że wobec taktyki partyjskiej zastosowanej przez Surenę, to ustawienie legionów stało się katastrofalnym w skutkach błędem wodza rzymskiego. Umożliwiło ono okrążenie oddziałów rzymskich w dalszym etapie bitwy. Istotne znaczenie miał też fakt, że żołnierze rzymscy, maszerujący bez odpoczynku i w mocnym słońcu byli zmęczeni i spragnieni. Nad rzeczką Balissos Krassus co prawda nakazał odpoczynek, ale obecność w pobliżu sił wroga, a nie nacisk jego syna Publiusza, spowodował odwołanie rozkazu i przyjęcie gotowości do walki.
Naprzeciwko Rzymian stanęło dziesięć tysięcy jazdy partyjskiej. Ciężką jazdę Surena ukrył za lekkozbrojnymi łucznikami. Na dany znak przed linię wojsk partyjskich wysunęli się wojownicy z bębnami, których dźwięk nie znany Rzymianom napełnił ich przerażeniem. Zabrzmiał także okrzyk bojowy Partów. Catafractarii zrzucili osłony ochraniające ich zbroje (Plut. Crass. 23; Flor. I 46; Cass. Dion XL 15; 16; Iustin XLI 2).
Był dzień 9 czerwca 53 r.p.n.e. Początkowo przyjęta przez Krassusa taktyka sprawdziła się. Partowie próbowali przełamać szyki rzymskie uderzeniem swej ciężkozbrojnej jazdy, ale głębokość i zwartość zgrupowania rzymskiego uniemożliwiła im to. Wtedy skrycie otoczyli rzymski czworobok swymi lekkozbrojnymi, konnymi łucznikami i zaczęli zasypywać rzymskich piechurów gradem strzał ze swych mocnych retrorefleksyjnych łuków.

Strzały padały ze wszystkich stron i prawie każda była celna, ze względu na to, że Rzymianie stali w zwartym szyku. Poza tym zbroje rzymskie nie chroniły wystarczająco przed nimi, gdyż wystrzeliwane z łuków partyjskich przebijały prawie każdy rodzaj uzbrojenia ochronnego. Raniły ich w oczy, przebijały ręce i inne części ciała, zmuszając tym samym legionistów do wyrywania ich z ran, odrzucania tarcz, co powodowało, że nie osłonięci żołnierze otrzymywali, jeszcze dotkliwsze ciosy. Taktyka ta uniemożliwiała także kontratak, ponieważ gdy Rzymianie starali się zewrzeć bezpośrednio z przeciwnikiem, Partowie odstępowali na bezpieczną odległość i zmuszali znów legionistów do odwrotu. Ci z tego powodu nie mogli ich dosięgnąć rzucanymi oszczepami. Partowie nawet wycofując się również doskonale ostrzeliwali się z łuków. Był to słynny „partyjski strzał”. Poza tym Rzymianom trudno było przeprowadzić jakikolwiek atak pod tak zmasowanym i ciągłym ostrzałem (Cass. Dion XL 22). Partowie nie mieli bowiem problemu, gdy kończyły im się strzały, ponieważ nieopodal stało tysiąc wielbłądów, które zaopatrywały łuczników partyjskich w strzały z kołczanów umieszczonych na ich grzbietach (Plut. Crass. 25).
Jedyną możliwością przełamania naporu partyjskiego było doprowadzenie do bezpośredniego zwarcia, w którym liczna rzymska piechota mogłaby odwrócić los bitwy. Krassus podjął decyzję o wydzieleniu części sił do przeprowadzenia kontruderzenia. Rozkazał swojemu synowi Publiuszowi, który stał na jednym ze skrzydeł, oderwać się od czworoboku i przeprowadzić kontratak. Odciągnięcie oddziałów partyjskich ułatwiłoby mu zapewne przegrupowanie swoich sił głównych.
Publiusz wraz ze swymi legatami Cenzorynusem i Megabakhosem i oddziałem złożonym z tysiąca trzystu jeźdźców (w tym tysiącem jeźdźców galijskich), pięciuset łucznikami i ośmioma kohortami piechoty legionowej zaatakował Partów (Plut.Crass. 26). Jednakże Surena pokazał, że jest znakomitym taktykiem i panuje nad tym, co dzieje się na polu bitwy. Partowie odstąpili od głównych sił rzymskich i niemal cały swój impet skupili na żołnierzach Publiusza. Oddział rzymski wpierw uniesiony tym, że Partowie rozpoczęli ucieczkę, podążył za nimi i stracił kontakt z głównymi siłami rzymskimi. Oczywiście ucieczka partyjska była tylko pozorna. Gdy tylko okazało się, że Rzymianie oddalili się na tyle od swych sił głównych, kawaleria przeciwnika zawróciła i okrążyła Publiusza i jego ludzi. Surena skoncentrował niemal całe swe siły w celu zniszczeniu oddziału rzymskiego. Łucznicy partyjscy znów rozpoczęli ostrzał okrążonych żołnierzy rzymskich. Poza tym jeźdźcy galopowali z dużą prędkością wokół Rzymian, wzburzając przez to tumany piasku, co powodowało, że otoczeni nie mogli przeprowadzić żadnej akcji nie widząc ani przeciwnika, ani samych siebie. Publiusz zauważył, że jedyną możliwością przełamania Partów, jest atak jego kawalerii galijskiej i zdecydował się na poprowadzenie jej do ataku na partyjskich catafractarii. Galowie byli jednak słabiej opancerzeni i nie mogli pokonać ciężko opancerzonych jeźdźców partyjskich. Wczołgiwali się więc pod konie katafraktów i rozcinali im brzuchy, a także chwytali za długie włócznie w jakie byli uzbrojeni Partowie i starali się ich zrzucić z koni. Męstwo i pomysłowość Galów na niewiele się zdały wobec przewagi liczebnej Partów. Przedsięwzięcie młodego dowódcy rzymskiego nie powiodło się i reszta jego oddziału musiała schronić się za tarcze legionistów. Oddział ten wycofał się na pobliskie wzniesienie, gdzie bronił się do ostatka. Ranny Publiusz kazał się przebić jednemu ze swoich żołnierzy, także młodsi dowódcy Cenzorynus i Megabakhos popełnili samobójstwa. Z około czterech tysięcy żołnierzy. Partowie wzięli do niewoli tylko pięciuset z nich. Głowę Publiusza i jego legatów Partowie odcięli i powrócili do głównych sił rzymskich, które ponownie zaatakowali.
Tymczasem M. Licyniusz Krassus starał się przegrupować swe siły, co umożliwił mu manewr jego syna. Wkrótce potem zaczęli docierać do niego uciekający żołnierze jego syna, którzy poinformowali go o tragicznej sytuacji Publiusza. Triumwir po pewnych wahaniach postanowił przyjść synowi z pomocą, ale Partowie pojawili się z powrotem i znów Rzymianie znaleźli się w okrążeniu. Straszny był widok głowy Publiusza nabitej przez Partów na włócznię i przyniesionej jako krwawe trofeum przed oczy ojca. Mimo tragedii, jaka spotkała wodza rzymskiego, starał się jej nie ulegać i walczyć dalej. Sytuacja przypominała początek bitwy – konni łucznicy partyjscy nadal galopowali wokół Rzymian, zasypując ich gradem strzał, od czoła zaś atakowali catafractarii. Na zdziesiątkowanych już walką żołnierzy rzymskich uderzył ich sprzymierzeniec Abgar ze swoimi arabskimi oddziałami. Podczas gdy legioniści starali się odeprzeć ataki Partów, z tyłu atakowali ich Osroenowie. Żołnierze rzymscy potykali się o trupy swoich poległych kolegów, bitwa przeistoczyła się w masakrę. Krassus znalazł się w potrzasku. Walczących rozdzieliło dopiero nastanie zmroku. Partowie wycofali się z pola bitwy, pozostawiając na nim Rzymian (Plut. Crass. 27; Cass. Dion XL 24).
Rzymianom nie pozostało więc nic innego, jak tylko wycofać się do miasta Carrhae. Tymczasem dyscyplina w wojsku rzymskim całkowicie się rozprzęgła. Zrozpaczony klęską i stratą syna Krassus nie panował nad sytuacją w obozie. W obawie przed Partami nie udało się nawet pogrzebać zmarłych, jęki rannych napełniały cały obóz. Wreszcie podwładni triumwira postanowili pójść do niego i skłonić go do podjęcia dalszych decyzji. Krassus załamany klęską nie był w stanie podjąć żadnych działań (Plut. Crass. 27). Wtedy jego dowódcy pod wodzą kwestora G. Kassjusza Longinusa i legata Oktawiusza zebrali centurionów i dowódców kohort na contioi postanowili nie czekać do rana na ataki partyjskie, ale wycofać się. Właśnie na podstawie tego, jak wyglądał odwrót Rzymian, można domyślić się bałaganu, jaki panował w oddziałach Krassusa. Wojsko ustawiono w ciszy do wymarszu bez sygnału trębaczy. Początkowo planowano zabrać rannych, ale z obawy, że będą opóźniali oni marsz, pozostawiono ich w obozie. Wtedy zrozpaczeni i osamotnieni ludzie wszczęli lament. Ponownie zaczęto zabierać ich ze sobą, później znów pozostawiono. O panującej bezradności i strachu może również świadczyć fakt, że kilkakrotnie zmieniano kierunek wyjścia z obozu. Około północy dotarł do Carrhae oddział rzymskiej jazdy pod wodzą Egnacjusza, który poinformował dowódcę miasta o klęsce Krassusa (Plut.Crass. 27). Następnie zabrał swój oddział (około trzystu żołnierzy) i uciekł do Zeugmy, co zapewne uratowało mu życie, ale dowodziło również upadku dyscypliny w armii rzymskiej. Część garnizonu Carrhae otrzymało rozkaz wprowadzenia do miasta resztek armii rzymskiej, jak tylko się pokaże.
Następnego dnia Partowie rozprawili się z niedobitkami armii rzymskiej. Przede wszystkim napadli na pozostawiony obóz rzymski, zginęło tam wielu rannych żołnierzy rzymskich. Następnie zaatakowali oddział rzymski złożony z czterech kohort, dowodzony przez jednego z legatów Krassusa, Warguntejusza, który został doszczętnie zniszczony (oszczędzono tylko dwudziestu Rzymian). Najważniejszą jednak sprawą dla Sureny było pochwycenie Krassusa i jego podkomendnych. Dawało mu to bowiem pewność całkowitego zwycięstwa nad Rzymianami, ale także mocny atut wobec króla Orodesa II.
Powyższy tekst pochodzi z książki Macieja Piegdonia „Krassus. Polityk niespełnionych ambicji. Książkę możesz kupić tylko na stronie Wydawnictwa Atryda.

1 Comment