
Spośród egzotycznych rodzajów broni daleko większą popularnością cieszyły się słonie, które obok przeróżnych machin oblężniczych bez wątpienia były najbardziej spektakularnym środkiem walki, jaki pojawił się w tej epoce. Przerażające swą masą, donośnie trąbiące olbrzymy robiły ogromne wrażenie na nieprzyzwyczajonym do ich widoku przeciwniku. W słynnej „bitwie słoni” zaledwie 16 tych zwierząt miało przynieść sukces Antiochowi I nad nieustraszonymi Galatami, a w Italii słonie Pyrrusa skutecznie siały przerażenie wśród rzymskich żołnierzy, a zwłaszcza ich koni. Dodatkową zaletą słoni było bowiem wzbudzanie nieopisanego popłochu wśród wierzchowców, które nie tylko drżały na ich widok i dźwięk ich trąbienia, ale także nie były w stanie, bez odbycia dłuższego przeszkolenia, znieść przykrego zapachu tych olbrzymów.
Dlatego królowie hellenistyczni chętnie umieszczali słonie na flankach, starając się w ten sposób zneutralizować konnicę przeciwnika. Z powodzeniem mogły one również szarżować na szeregi wrogiej piechoty. Sam słoń wzbudzał przerażenie, oczywiście mógł też atakować kłami bądź trąbą, a także tratować, ale ponadto umieszczano na nim żołnierzy. Początkowo na grzbiecie zwierzęcia zajmowali miejsce kierujący nim kornak oraz dwóch lub trzech żołnierzy, którzy mogli razić nieprzyjaciół długimi włóczniami bądź miotać oszczepami lub strzelać z łuku.
Później, mniej więcej od czasów italskiej kampanii Pyrrusa, umieszczano wieżyczki, które stanowiły osłonę dla załogi. Także same słonie były opancerzane w metalowe płyty z kolcami czy dodatkowe ostrza na kłach. Wszystko to nadawało zwierzętom wygląd przerażających bestii. Słonie motywowano także w inny sposób. Pojono je sokiem z winnych jagód i morwy, winem lub innymi alkoholowymi trunkami.
Przy wszystkich swoich zaletach słonie miały jednak i wady, które zdyscyplinowane i doświadczone oddziały potrafiły wykorzystać. Starano się atakować najbardziej wrażliwe miejsca na ciele zwierzęcia, przede wszystkim trąbę. Zranione zwierzę łatwo mogło wpaść w szał, a wtedy stawało się groźne dla wszystkich wokół niego. Dlatego też nie puszczano słoni samych do boju, lecz zawsze towarzyszyła im eskorta lekkozbrojnych. Broniący się próbowali też zarzucić zwierzęta oszczepami bądź płonącymi strzałami, a procarze zabić załogę siedzącą na ich grzbiecie.
Dobre efekty dawało także przygotowanie odpowiednich pułapek, jak zrobił to Ptolemeusz pod Gazą. Spodnia część stóp należała bowiem, obok trąby, do najdelikatniejszych części ciała tych olbrzymów. Imano się czasem niezwykle oryginalnych pomysłów, z których chyba najstraszniejszy opisał Poliajnos (4.6.3) w swoim dziele o podstępach wojennych. Obrońcy Megary mieli posłużyć się świniami, które posmarowali smołą i podpaliwszy je, popędzili w kierunku słoni Antygona Gonatasa. Przeraźliwie kwiczące zwierzęta rozjuszyły słonie, które wprowadziły zamęt w szeregach macedońskich, a w końcu bezładnie opuściły pole bitwy. Antygon miał nakazać na przyszłość przyzwyczaić swoje bojowe zwierzęta do obecności świń i ich odgłosów, ale Poliajnos nie podaje, czy dane mu było sprawdzić skuteczność tej metody.
Słoń stał się także ważnym symbolem, do którego chętnie odwoływali się władcy hellenistyczni. Już Aleksander Wielki na dekadrachmach upamiętniających najprawdopodobniej jego zwycięstwo nad najsilniejszym władcą indyjskim Porosem umieścił wizerunek jeźdźca atakującego długą włócznią słonia bojowego z dwuosobową obsadą. Znane są także tetradrachmy, wydane także za życia Aleksandra, przedstawiające na awersie łucznika, a na rewersie słonia. W przypadku obu tych emisji mamy zapewne do czynienia z monetami kommemoratywnymi, wybitymi albo jeszcze w Indiach, albo tuż po powrocie z kampanii indyjskiej. Także Ptolemeusz I i Seleukos I nawiązali w swym mennictwie do Aleksandra.
Zapewne w 321/320 r. Ptolemeusz ustanowił swoją stolicę w Aleksandrii, przeniósł tam mennicę z Memfis i wprowadził do obiegu nową serię monet, na awersie których widniała głowa młodego Aleksandra w skalpie słonia. Było to więc nawiązanie do podboju Indii przez wielkiego zdobywcę. Jeśli słuszne są przypuszczenia niektórych badaczy, zakładających, iż wizerunek na monecie nie stanowi portretu Aleksandra, lecz głowę jego posągu wzniesionego w jego grobowcu w Aleksandrii, to tetradrachmy te odnosiły się nie tylko do indyjskiej ekspedycji, lecz także do kultu Aleksandra w nowej stolicy egipskiej. To wiązało je bliżej z fundacją Aleksandrii i kultem Aleksandra jako jej założyciela. Postać wielkiego zdobywcy, jego aleksandryjskie mauzoleum i kult jego osoby, najpierw jako założyciela miasta, a następnie jako centralnej postaci kultu dynastycznego, odgrywały zaś w ideologii Ptolemeuszy niebagatelną rolę. Niewykluczone także, że monety bite przez Ptolemeusza I miały przy okazji upamiętnić jego zwycięstwo nad Perdikkasem w Delcie Nilu, kiedy to w ręce satrapy egipskiego mogło wpaść kilka tych zwierząt. Z kolei Seleukos wybił w Suzie i Ekbatanie monety złote i brązowe z podobnym wizerunkiem Aleksandra odzianego w skalp słonia, a w Seleucji nad Tygrysem – tetradrachmy z głową Zeusa na rewersie oraz Ateną na kwadrydze słoni na awersie. Monety te prawdopodobnie nawiązywały do układu zawartego z Czandraguptą, na mocy którego Seleukos wszedł w posiadanie pokaźnego stada tych zwierząt.
Generalnie rzecz biorąc, skalp słonia na głowie władcy, podobnie jak lwia skóra na ciele Heraklesa, symbolizował siłę i niezwyciężoność hellenistycznych królów, a zarazem stanowił nawiązanie do postaci Aleksandra Wielkiego. W takim właśnie nakryciu głowy występowali często władcy greko-baktryjscy, a także niektórzy Seleukidzi. Potomkowie Seleukosa chętnie umieszczali na bitych przez siebie monetach także wizerunki całych tych zwierząt. Słoń lub jego głowa często zdobiły również monety królów greko-baktryjskich. Zasadniczo na monetach nie przedstawiano jednak słoni bojowych, zwierzęta miały symbolizować potęgę władcy bądź upamiętniać wejście w posiadanie tych zwierząt w postaci darów bądź łupów. Emisje Antiocha III były z kolei związane z prowadzonymi przez niego operacjami militarnymi. Po raz pierwszy wizerunek słonia umieścił on na monetach bitych w Sardes po pokonaniu Achajosa w 213 r.

W 315/314 r. Ptolemeusz wydał kolejne tetradrachmy z nieco zmienioną ikonografią: postać siedzącego Zeusa na rewersie zastąpiła Atena, a na awersie ukazana była głowa Aleksandra z rogami baranimi i w opasce (tainia). Baranie rogi, atrybut Zeusa-Amona, stanowią oczywiście odwołanie do wizyty Aleksandra w wyroczni tego bóstwa w oazie Siwah. Z kolei tainia symbolizowała zwycięstwo, ale była także związana z wyobrażeniem młodego i zwycięskiego Dionizosa. Słonie zaś w okresie hellenistycznym wkroczyły również do greckiej mitologii i religii i powiązano je właśnie z Dionizosem, który był szczególnie istotnym bóstwem dla Lagidów. Pokłosiem indyjskiej ekspedycji Aleksandra był mit o Dionizosie jako zdobywcy świata i w tym kontekście bogu miały towarzyszyć słonie.
Mit ten długo był żywy: piękne przedstawienia zwycięskiego Dionizosa zachowały się m.in. na rzymskich sarkofagach z czasów cesarstwa. Nie bez powodu głównym elementem słynnej procesji zorganizowanej przez Ptolemeusza II Filadelfosa podczas święta Ptolemaja była wizualizacja triumfalnego powrotu tego boga z Indii, a zaprzężone w 24 rydwany słonie grały w tym przedstawieniu pierwszoplanową rolę. Kwadryga słoni kierowana przez Aleksandra Wielkiego pojawiła się także na monetach uświetniających proklamację królewską Ptolemeusza I. W ten sposób efektowne, wydane po 305/304 r. złote didrachmy miały legitymizować władzę Ptolemeusza jako następcy Aleksandra. Być może władcy hellenistyczni przeceniali wartość bojową tych zwierząt, ale doskonale potrafili wykorzystać je do celów propagandowych i to w różnorodnej symbolice.
Nic więc dziwnego, że królów stać było na wiele, aby zdobyć te zwierzęta. Zarówno względy militarne, jak i prestiżowe skłaniały do kosztownych zabiegów. W najlepszej sytuacji byli Seleukidzi, którzy mieli dostęp do słoni indyjskich. Były to najlepsze słonie bojowe, przede wszystkim były największe, a poza tym trudną sztukę ich tresury kultywowano w Indiach od wieków. Już Seleukos I, zawierając pokój z indyjskim władcą Czandraguptą, otrzymał 500 sztuk tych zwierząt, a 400 z nich walnie przyczyniło się do zwycięstwa pod Ipsos. Antioch III, dzięki traktatom z baktryjskim królem Euthydemosem i indyjskim władcą Pendżabu Sophagasenosem, powrócił ze swojej wschodniej wyprawy ze stadem liczącym 150 sztuk.
Na co dzień jednak kupowano te zwierzęta i prowadzono przez przełęcze himalajskie, a następnie przez niegościnne pustkowia Iranu. Wędrówka była kosztowna i niebezpieczna. Słoń mógł stoczyć się w przepaść na himalajskich ścieżkach bądź nie przeżyć wędrówki przez bezwodne lub dotknięte srogą zimą tereny. Ze względu na ilość pokarmu i wody potrzebnej tym olbrzymim zwierzętom zorganizowanie takiej przeprawy było też niemałym wyzwaniem logistycznym. Trud był jednak niezbędny, gdyż słonie w niewoli żyją znacznie krócej niż na wolności, a rozmnażają się niezwykle rzadko. O wadze, jaką Seleukidzi przywiązywali do posiadania w swej armii tych zwierząt, świadczy też fakt, że utrzymywali je mimo zakazu, jaki narzucili im Rzymianie w traktacie pokojowym z Apamei w 188 r.

Słonie w armiach Lagidów
W trudniejszej sytuacji byli Lagidzi. Ptolemeusz I wszedł w posiadanie 43 słoni indyjskich pod Gazą w 312 r., gdy udało mu się wyłapać zwierzęta pokonanego Demetriusza. Jego następca musiał jednak zakładać stado od początku. Nie mając dostępu do Indii, musiał poszukać innych źródeł pozyskiwania tych zwierząt. Lagidzi mogli importować je z dwóch miejsc: okolic na południe od piątej katarakty na Nilu lub z południowych wybrzeży Morza Czerwonego. Żyjące tam słonie z gatunku leśnych były mniejsze od swoich indyjskich krewniaków. Samce rzadko przekraczają 2,5 m wysokości w kłębie (indyjskie osiągają do 3,2 m), są odpowiednio lżejsze, mają także wyraźnie mniejsze ciosy. Oczywiście jeszcze dalej na południe, na sawannach żyją największe słonie afrykańskie, ale do nich Lagidzi nie mieli dostępu.
Jedyny sposób na zneutralizowanie przewagi Seleukidów stanowiły zatem słonie leśne. To właśnie one, bardziej nawet niż aspekty ekonomiczne, stały się powodem intensywnej eksploracji terenów na południe od Egiptu oraz wybrzeży Morza Czerwonego. Począwszy od Ptolemeusza II do Ptolemeusza IV władcy z odległej Aleksandrii wysyłali grupy łowców na te tereny. Poprzedzały je ekspedycje wywiadowcze. Pierwszy znany nam taki podróżnik, niejaki Filon, pozostawił raport ze swojej podróży do państwa Meroe. To między innymi na relacjach takich właśnie śmiałków bazował Agatarchides z Knidos, który w II w. napisał fascynujące dzieło O Morzu Czerwonym. Ich echo pobrzmiewa także w znacznie późniejszych opisach Strabona i Pliniusza Starszego. Autorzy ci przekazali wiele informacji na temat samych słoni, jak i metod ich chwytania, zarówno tych prawdziwych, jak i należących do świata łowieckich fantazji (podpiłowywanie drzewa, o które opierało się śpiące zwierzę). Informacje o sobie, w postaci inskrypcji, pozostawili także sami myśliwi ptolemejscy.
Oprócz różnych niebezpieczeństw łowcy musieli zmagać się z miejscowymi myśliwymi, których skłonienie do pomocy mogło być trudne. Niejakich Elefantofagów (czyli żywiących się mięsem słoni) nie dało się na przykład przekonać, by powstrzymali się od zjadania tych zwierząt. Mieli odpowiedzieć, że nie porzucą swojego trybu życia, nawet za całe królestwo Lagidów. Lagidom zależało jednak na żywych, a nie martwych zwierzętach. Łowcy wsparcie znajdowali w zakładanych przez Ptolemeuszy osadach, które stawały się ich bazami wypadowymi, a przy okazji wspierały handlowe interesy dynastii. Ok. 270 r. Satyros, przewodzący jednej z ekspedycji łowieckich, założył Filoterę. Następnie na tych odległych ziemiach wyrosły Berenike Epi Dires, Arsinoe Trogodytike, Myos Hormos. Najważniejszym osiedlem stało się jednak założone w imieniu Ptolemeusza II przez niejakiego Eumedesa Ptolemais Theron („Ptolemais łowców”). W czasach Filadelfosa powstał też najważniejszy port ptolemejski nad Morzem Czerwonym, Berenike Trogodytike. Politykę swojego ojca kontynuował Ptolemeusz III, zakładając następne porty i osiedla, z których największą przyszłość miało przed sobą Adulis.
Złapanie słonia i poddanie go wstępnemu treningowi stanowiło jednak zaledwie część zadania. Pozostawała jeszcze kosztowna i trudna wyprawa, aby dostarczyć go do Egiptu. Słonie ładowano na specjalne statki, elephantegoi, które następnie przemierzały niebezpieczne wody Morza Czerwonego, by dotrzeć do Berenike Trogodytike. Sądząc po opisie żeglugi, obfitowała ona w tak wielkie zagrożenia, że nie tylko zwierzęta, ale i marynarze musieli być szczęśliwi, widząc zabudowania portu Berenike. Stąd pustynnym szlakiem przez Koptos słonie wędrowały na północ do Memfis, gdzie mieściły się ich stajnie. Niektóre sztuki szły nieco dalej, by wraz z innymi egzotycznymi zwierzętami cieszyć oczy widzów w aleksandryjskim ogrodzie zoologicznym. Koszty całej operacji musiały być olbrzymie, a jak pokazała bitwa pod Rafią, przydatność wojskowa słoni leśnych w starciu z ich większymi kuzynami indyjskimi była niewielka.
Liczył się jednak prestiż, jaki dawało posiadanie własnego stada tych zwierząt. Zresztą słonie cieszyły się chyba szczególną estymą starożytnych, skoro autorzy antyczni przekazali tak wiele opowieści o nich. Nie brak było opinii, że słoń jest najmądrzejszym ze zwierząt, a opowiastki o rozpaczy słonia po śmierci jego ukochanej kwiaciarki czy anegdotki mające udowodnić niezwykły spryt i muzykalność, szacunek dla religii oraz inne „ludzkie” cechy tych zwierząt wskazują na specjalne miejsce tych olbrzymów w sercach antycznych.
Słonie były zatem niezbędnym uzupełnieniem zróżnicowanych sił zbrojnych mocarstw hellenistycznych.
Wszystkie daty podane w tekście dotyczą czasów przed naszą erą.
Powyższy fragment pochodzi z książki doktora Tomasza Grabowskiego „Rafia 217 p.n.e. Ostatni triumf Ptolemeuszy”.
1 Comment